Grubaśne kredko-szminki robią ostatnio furorę. Firmy kosmetyczne jedna po drugiej włączają tego typu produkty do swojego asortymentu i z tego, co słyszałam zwykle takie zabiegi kończą się sukcesem. Dlatego znaleziony jakiś czas temu w paczce powitalnej od Astor kosmetyk tego typu wywołał spory uśmiech na mojej twarzy.
Astor Sensation Lipcolorbutter to połączenie pomadki, balsamu nawilżającego i błyszczyka zapakowane w uroczą grubą kredkę. Produkt łatwo się wykręca, więc nie musimy martwić się o to, czy posiadamy odpowiedniej grubości temperówkę. Zresztą kto to widział temperować szminkę!
Jak widać można przyczepić się do opakowania - napisy mam już dość mocno pościerane pomimo, że nie nosiłam jej w torebce, a jedynie leżakowała grzecznie w mojej domowej kosmetyczce z najczęściej używanymi kosmetykami. No chyba, że gdy mnie nie ma, moje kosmetyki urządzają sobie jakieś bitwy na gołe klaty i mam do czynienia z obrażeniami po jakimś pojedynku, ale to raczej wątpliwe:)
Trafiła mi się idealna dzienna wersja czyli odcień 009 Burnt Rose - zgaszony, delikatny, blady róż bez grama drobinek czy innego glitteru. Nakładanie pomadki dzięki jej kremowej konsystencji należy do przyjemności, a dzięki temu, że kolor jest półtransaprentny możemy z powodzeniem robić to bez lusterka. Jak bywa przy tego typu produktach do ust nie grzeszy on może wybitną trwałością, ale moim zdaniem zupełnie nie o nią w nim chodzi. Najważniejsze jest to, że usta wyglądają ładnie i mają delikatny błyszczący acz nienachalny kolor. Polemizowałabym co prawda czy właściwości balsamu nawilżającego, które obiecuje nam producent, ten kosmetyk w ogóle posiada, ale to tylko taki niuansik:).
A co Wy myślicie o takich kredko-szminkach? Macie? Używacie?