Dzisiaj w ramach postu o jesiennych umilaczach znowu kolorowo i owocowo, bo listopad to dla mnie jakoś strasznie depresyjny miesiąc i ratuję się tymi wesołymi zapachami jak tylko mogę;)
Na pierwszy ogień idą wisienki, a może raczej czereśnie:) Pierwsze skojarzenie jakie miałam z Black Cherry to dżem, taki domowej roboty, zamknięty w słoiczku z ręcznie wypisaną etykietą. Połączenie słodyczy i kwaskowatości unoszące się intensywną chmurką zapachu po całym pomieszczeniu. Normalnie lato w pełni!
Nigdy nie szalałam za cytrynowymi zapachami do pomieszczeń (w kosmetykach mi absolutnie nie przeszkadzają:), bo w większości kojarzą mi się z odświeżaczami do toalet no i niestety Sparkling Lemon nie jest tutaj absolutnie żadnym wyjątkiem. Cytrynowa świeżość rodem reklamy Domestosa to nie do końca coś, czym pragnę się relaksować wieczorami, ale może po prostu jestem uprzedzona do cytryny?
Na koniec mój niekwestionowany faworyt z całej tej trójki czy Pink Dragon Fruit, który już samym swoim różowym kolorem potrafi poprawić humor. Nawet polska nazwa tego owocu czyli pitaja już mi się dobrze i wesoło kojarzy. Sam zapach jest słodki, ale nie natarczywie i w związku z tym wydaje mi się być bardzo uniwersalny. Ma w sobie nutkę kwaskowatości i w sumie jak teraz o nim myślę to powoduje u mnie niezły ślinotok.
A Wy przy jakich zapachach się ostatnio relaksujecie?
PS. Nie zapomnijcie, że na hasło THEOLESKAAA na www.Goodies.pl dostaniecie 10% rabatu :)