Do napisania o tym produkcie zbierałam się już jakiś czas. Dlaczego? Bo chciałam mieć pewność co do mojego osądu na jego temat, a chyba bardziej pewna niż teraz to już nie będę – to zdecydowanie nie moja bajka.
Mowa tu o kosmetyku teoretycznie wielozadaniowym jakim jest
Ikos Wet&Dry. Generalnie podkłady i korektory sypkie lub w kamieniu przy
mojej suchawej cerze nie są dobrym rozwiązaniem. Zgodziłam się na testy tego
produktu tylko ze względu na to, że miał on mieć takie samo zastosowanie jak
ziemia egipska, która już od jakiegoś czasu mnie intryguje. Niestety rzeczywistość
okazała się inna.
Od sklepu ciao.pl otrzymałam tester tego produktu w odcieniu
medium i to chyba przeważyło jeśli chodzi o kompletny brak zastosowania tego kosmetyku
w przypadku mojej osoby. Chciałam użyć go jak ziemi egipskiej czyli troszkę
wykonturować i „opalić” sobie nim twarz ale skończyło się pomarańczowymi
plackami i twarzą rodem z horroru „Zatrzaśnięta w Solarium”. Nie mogłam uzyć go
jako pudru, bo odcień jest dla mnie zupełnie za ciemny, więc postanowiłam
spróbować rozwiązania „na mokro” i chyba nie mogłam zrobić nić gorszego.
Skończyło się tym, że z powierzchni produktu musiałam zeskrobywać twardą skorupę,
która utworzyła się po kontakcie z wodą.
Może jestem ułomna. Może nie umiem używać tego typu kosmetyków,
uważanych przez niektórych za profesjonalne. Nie zmienia to jednak faktu, ze
jest kosmetyk nie dla mnie.